Edukacja po pandemii
Po okresie pandemii wielu rodziców pozostało przy pracy zdalnej. Nierzadko zdarza się, że rodziny przeprowadzają się na rok, dwa albo termin nieokreślony, by pożyć w innej szerokości geograficznej. Dłuższe podróżowanie w trakcie roku szkolnego z młodszymi dziećmi nie stanowi większego problemu. Dużo większym wyzwaniem na pierwszy rzut oka wydaje się mobilność albo przeprowadzka z dziećmi w wieku szkolnym. Z pomocą przychodzi edukacja domowa!
Rozmawiałam na ten temat z podróżniczką Martyną Wąsowicz, mamą 4-letniej Laury i 2-letniego Jeremiego, autorką bloga o podróżach slow: slowspotter.pl.
Jako rodzina podróżnicza ciągle jesteście w rozjazdach. Wasze dzieci są jeszcze małe, ale niedługo zacznie się temat bardziej poważnej edukacji. Jak widzisz rolę szkoły i pedagoga jako mama, dla swoich dzieci z perspektywy podróżniczki?
Pozwolisz, że odniosę się trochę do tych podróży, bo mnie zaintrygowałaś, a raczej zainspirowałaś do zadania sobie pytania, czy podróże to też poważna nauka, czy nie? Tak sobie głośno myślę, że podróże to dopiero prawdziwa szkoła życia. Podróż poszerza nasze horyzonty, rozwija kulturową empatię i daje lepsze zrozumienie świata. Podróżujemy z Andym, moim mężem, wspólnie z naszymi dziećmi, ponieważ wierzymy, że te doświadczenia nie tylko poprawiają ich umiejętności społeczne, ale są kluczem do pomagania im stać się wrażliwymi obywatelami świata.
Jak dodam do tego naukę języka hiszpańskiego czy w ogóle języka obcego, umiejętność spakowania własnego plecaka i odpowiedzialności za rzeczy, które się dźwiga, do tego wrażliwość na drugiego człowieka, często różniącego się od nas pod wieloma względami, po zagadnienia przyrodnicze, geograficzne, historyczne…
Możemy powiedzieć, że podróż jest też poważną nauką. Jak nie najważniejszą. A w dodatku to właśnie te pierwsze lata dziecka są bardzo istotne. Kiedy dziecko chłonie najbardziej i kształtuje postawy otwartości na różnorodność.
Drugą ważną kwestią jest też fakt, że podróżujemy z dziećmi głównie dlatego, że chcemy być z nimi, pokazywać im świat, budować więź. Wierzymy w to, że jak poświęcimy im teraz czas, będziemy obecnymi rodzicami, w przyszłości to zaprocentuje – dzieci będą z nami otwarcie rozmawiać o różnych tematach, będą z nami związani i po prostu będą miały niesamowite wspomnienia. Przynajmniej mam taką nadzieję. Oczywiście, wszystko to kwestia też tego, co się zadzieje w przyszłości, w ich życiu i teraz właśnie możemy porozmawiać o tej roli pedagoga w edukacji.
Dla mnie najważniejsze jest, aby pedagog umiał odkryć potencjał dziecka, być bacznym obserwatorem, mieć taką intuicję wrodzoną, ale też pewne umiejętności wynikające z doświadczenia pracy z dziećmi. Aby dostrzec potencjał danego dziecka, by nie bazować swojej oceny na tym, czego nie potrafi dziecko, a na tym, do czego ma potencjał. I w taki sposób pokierować rozwojem młodego człowieka, wesprzeć go, być czujnym obserwatorem i wspierać do rozwoju tego, co potrafi najbardziej.
Dla mnie ten stary system edukacji oparty na ocenach, na krytyce, na skupianiu się na poprawianiu tego, czego dziecko nie potrafi, co sprawia mu trudność, jest zupełnie nieadekwatne. Powiem wręcz wprost, że dla mnie jest to system, który kreuje ludzi zakompleksionych, którzy nie potrafią później poradzić sobie w życiu, bo wiecznie skupiają się na tym, czego nie potrafią, zamiast rozwijać swój potencjał.
Jeszcze bardzo ważne dla mnie jest to, żeby pedagog potrafił w ciekawy sposób tę wiedzę przedstawić. Zachęcając może do zabawy przez odkrywanie, przez zabawę do takiego twórczego, kreatywnego podejścia do przekazywanej wiedzy. Nie lubię ludzi, którzy czytają z kartki tak, jak ja to miałam na swojej uczelni. Ludzi, którzy klepią zapamiętane regułki. Jest teraz tyle narzędzi do nauki. Sprawdzone źródła w internecie dają nam dużo możliwości, aby po prostu przygotować się do zajęć i poprowadzić je w najciekawszy sposób, w jaki się potrafi.
Brzmi jak Wioska w terenie! Podróżujecie po miejscach slow, bliskich natury. Od narodzin dzieci uczycie ich przez doświadczanie. Bardzo dużo czasu spędzacie z dziećmi i pracujecie również z dziećmi przy sobie. Czy planujecie z mężem angażować się w życie szkoły i jak? Czy coś chcecie wnosić do programu ze swojej wiedzy i doświadczenia zawodowego?
Zdecydowanie jesteśmy typami osób, które angażują się w różne lokalne inicjatywy i staramy się wspierać lokalną społeczność. Tak się składa, że nasza córka Laura chodzi obecnie do leśnego przedszkola. Andy zaproponował, że zaangażuje się w naukę języka angielskiego zarówno przez zabawę, jak i przez czytanie dzieciom. Sam jest native speakerem, więc dzieci będą miały kontakt z angielskim akcentem. I to jest wartość, którą my wnosimy jako rodzice. Wychodzimy też z inicjatywą pomysłów na naukę przez zabawę czy też nawet aranżacji przestrzeni tak, aby była funkcjonalna, atrakcyjna wizualnie i praktyczna dla dzieci.
A co ciekawe, ostatnio nawet zastanawiałam się, w jaki sposób można wesprzeć nasze leśne przedszkole. Właściciele, Kasia, Kuba i Magda, sami organizują całe aranżacje miejsca, nauczycieli… Pomyślałam, by dołączyli właśnie do Wiosek! Gdy opowiedziałam o społeczności Wiosek Kasi, jednej z wychowawczyń Laury, okazało się, że Kasia była już umówiona na spotkanie z Olą, założycielką Wiosek! Bardzo mnie to ucieszyło. Okazuje się, że wszystko jest na dobrej drodze, aby dołączyć do społeczności. Dzięki temu właściciele naszego przedszkola będą mogli pewnie więcej rzeczy rozwijać, zaaranżować przestrzeń na sezon zimowy, i zrealizować pomysły, których do tej pory jeszcze nie wprowadzili.
W związku z mobilnością Waszej rodziny, tradycyjny model dalszej edukacji może być trudny. Ostatnio kupiliście nawet kampera, by – jak stwierdziłaś – móc mieszkać wszędzie. Czy ograniczycie podróżowanie, gdy dzieci pójdą do szkoły? Jakie formy edukacji rozważacie dla swoich dzieci?
Szczerze powiedziawszy, rozmawiamy o tym, ale jeszcze nie mamy na to planu. Poznajemy ludzi podczas podróży, poznajemy rodziny, które są w edukacji domowej, i zastanawiamy się nad tym. Podczas naszych podróży spotykamy wiele osób, które przechodziły różne modele edukacji. Są osoby, które mieszkają w kamperze, a ich dzieci chodzą do lokalnej szkoły. Ale są też osoby, które na stałe mieszkają w kamperze i dzieci są właśnie w nauczaniu domowym.
Podczas naszego ostatniego wyjazdu do Hiszpanii spotkaliśmy się z naszą znajomą, organizatorką wyjazdów regeneracyjnych dla mam z dziećmi, na których mamy uprawiają jogę, medytują. Ona ma dzieci trochę starsze niż nasze i już się właśnie powoli zastanawia nad edukacją domową. Jej dziecko ma sześć lat i tak sobie rozmawiałyśmy właśnie, jakie mamy nawzajem podejście do edukacji. Nawet mówiłyśmy o tym, że mogłybyśmy stworzyć taką lokalną szkołę za granicą! To, na czym nam zależy najbardziej, to świadomi nauczyciele. Ja, zanim podejmę decyzję, to lubię porozmawiać z wieloma osobami, uczyć się od empiryków niż teoretyków. Dlatego też rozmawiałam z założycielami naszego przedszkola. Ich dwie córeczki są jeszcze w wieku przedszkolnym, ale też już w modelu edukacji domowej. Widzę, jak to wygląda i ile daje wartości.
Przede wszystkim dzieci mają więcej czasu na zabawę. Program realizują praktycznie przez godzinę, dwie godziny dziennie, więc jest znacznie szybciej i szczerze powiedziawszy, zaczynam się realnie przekonywać do edukacji domowej. Jeszcze nie jestem pewna, zobaczymy, w jakim miejscu będziemy mieszkać, czy w Polsce, czy w Hiszpanii. A może jeszcze gdzieś indziej. Od tego uzależniamy dalsze wybory edukacji naszych dzieci. Podczas podróży obserwuję, jak Laura wychodzi z inicjatywą nauki. Praktycznie to ona mi przypomina o tym, żeby coś zrobić, wypełnić książeczkę, zrobić zadania. Więc ta motywacja dzieci do poznawania świata, do nauki jest w nich! Nie chciałabym, aby szkoła zastopowała ten potencjał, tę chęć, ciekawość świata. Myślę, że będziemy alternatywnie myśleć o edukacji.
A dodam jeszcze jako ciekawostkę, że podróże to też już jest szkoła. To jest najlepsza szkoła życia. Laura uczy się w podróży pisać, liczyć… Pisze na plaży imiona członków rodziny i w ten sposób się uczy. Nauka odbywa się przez zabawę. To, co warto dodać, to przede wszystkim fakt, żeby dostosować tempo nauki do dziecka. Akurat Laura jest wysoko wrażliwym dzieckiem i bardzo łatwo ulega zmianom nastrojów emocjonalnych. Wiem, że w jej przypadku nie zadziała krytyka, krótkie trzymanie… To wywołuje efekt odwrotny.
Nasza córka potrzebuje poczucia wsparcia, miłej atmosfery, zabawy dlatego też będziemy indywidualnie podchodzić w kwestii edukacji naszych dzieci. Uważam, że rolą rodziców jest umiejętnie dostosować sposób i formy nauczania do charakteru i temperamentu dziecka. Myśląc o Laurze, chciałabym, by niezależnie od formy edukacji, jaką przyjmiemy, na co dzień Laura uczyła się i spędzała czas z innymi dziećmi. Widzę, że Laura czerpie dużo motywacji z obserwacji innych osób, jest takim społecznikiem. Lubi ludzi, lubi się dzielić wiedzą…
Więc myślę, że dla mnie jako mamy środowisko takiej małej szkoły niczym Wioski spełniałoby swój cel. Gdyby robiły szkoły, to myślę, że byśmy do niej przystąpili albo taką szkołę kameralną z Montessori. Pytanie najważniejsze jest, tak jak mówiłam, nie o model, ale jakie jest podejście do dziecka i czy nauczyciel potrafi rozwinąć talenty oraz potencjał dziecka i je wesprzeć.
Czy zawsze tak było, tak chcieliście, czy wcześniej mieliście inne podejście? Kiedy nastąpił punkt przełomowy w Waszym podejściu do edukacji dzieci?
Czy zawsze tak chcieliśmy? To jest dobre pytanie. Hm… Myślę, że zaczęliśmy rozważać alternatywne podejście do nauki w momencie, gdy zaczęliśmy poznawać inne rodziny z dziećmi, które opowiadały swoje historie.
Na przykład historia rodziny, która przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych w pogoni za fajną społecznością, słońcem i kitesurfingiem. Zobaczyliśmy, jak otwarte mają głowy na zmiany, na inne podejście do życia i jak fajną rodzinę tworzą. To zaraża i inspiruje do myślenia o edukacji „poza utartym szlakiem”.
Kolejna motywacja do rozważania na temat edukacji było posłanie Laury do przedszkola i poznanie, jak nasza córka funkcjonuje w tego typu środowisku. Nasze podróże pokazały nam, że Laura jednak najlepiej czuje się w otoczeniu z mała liczbą bodźców, najlepiej rozwija się i uczy w kontakcie z naturą. Często po przedszkolu odreagowywala w nocy płaczem związanym ze stresem. Mimo że panie w poprzednim miejscu były wspaniałe, to jednak coś Laurę wybijało ze spokoju. Być może to po prostu brak natury, głośne otoczenie, duża grupa innych dzieci. Laura bardzo chłonie emocje innych.
Poza tym pewne mechanizmy, które są stosowane w tradycyjnej placówce, nie do końca odpowiadają naszym wartościom czy podejściu do dzieci. W zasadzie od razu rozważaliśmy przedszkole leśne bądź w duchu Montessori, Reggio Emilia, ale nie znaleźliśmy w naszej lokalnej społeczności odpowiedniego miejsca. Zdecydowaliśmy się zrezygnować ze standardowego przedszkola, podróżować, aż w końcu udało nam się znaleźć super przedszkole leśne. Laura czuje się tam jak ryba w wodzie. Zresztą my też :) Uwielbiamy to miejsce!
Jakie wartości chcecie przekazać dzieciom i jak to robicie, poprzez jakie metody?
Jeśli chodzi o wartości, to na pewno to, że „rodzina się trzyma razem” i że miłość to obecność. I nie chodzi o to, że mamy spędzać ze sobą non stop czas, ale to, że nie walczymy ze sobą, a wzajemnie się wspieramy.
Staramy się codziennie usiąść wspólnie przy stole i zjeść chociaż jeden posiłek razem. Oczywiście, że zdarzają się nieporozumienia, ale chodzi o to, aby był wzajemny szacunek. Co za tym idzie – szacunek i wrażliwość na drugiego człowieka, naturę, zwierzęta. Chcemy, aby nasze dzieci były otwarte na odmienne kultury, odmienne poglądy, na różnorodność. Aby wspierały, a nie oceniały. Poza tym chcemy, by nasze dzieci umiały cieszyć się małymi rzeczami, słońcem na niebie, kwiatkiem na trawie, dźwiękiem gitary. Żeby od „mieć” wolały „być”. Dlatego często zamiast rzeczowego prezentu w naszej rodzinie prezentem są doświadczenia. Szczególnie podróże. Sami staramy się tak żyć, bo wierzymy, że dzieci są lustrem nas samych.